Recenzja

"Wszystko za życie" - Gerda Weissmann Klein

Rzadko sięgam po literaturę obozową. Zawsze obawiam się tego, że będzie to lektura, która mnie załamie. Jednak teraz chciałabym zaapelować do tych z Was, którzy tak jak ja, boją się takich książek. Przeczytajcie „Wszystko za życie”. Będziecie płakać, ale docenicie tę książkę na pewno. Zapraszam na recenzję.

Narratorką i główną bohaterką książki „Wszystko za życie” jest polska żydówka Gerda Weissmann Klein. Jest to jej biografia. Gerda opisuje swoją sześcioletnią gehennę, która rozpoczęła się w 1939 roku, kiedy do Polski wkroczyli naziści. Młoda dziewczyna z dnia na dzień traci wszystko, co było jej dotychczas cenne. Początkowo naziści pozwalają rodzinie Gerdy mieszkać w piwnicy ich domu. Niedługo później zapada jednak decyzja o rozdzieleniu rodziny i wywiezieniu ich do różnych obozów pracy. Gerda zostaje sama, jednak z ogromną wiarą w lepsze jutro. Książka została wydana po raz pierwszy w 1957 roku, a w 1995 film, który został nakręcony na jej podstawie, otrzymał Oscara w kategorii najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny.

„Wszystko za życie”, to książka, która premierę miała we wrześniu 2019 roku i ukazała się nakładem Wydawnictwa Bez Fikcji. Kiedy pierwszy raz sięgnęłam po ten tytuł, byłam pewna, że będzie to tak ciężka w odbiorze historia, że nie będę w stanie przez nią szybko przebrnąć. Okazało się jednak, że tak zżyłam się z autorką (i główną bohaterką zarazem), że książkę przeczytałam w jeden wieczór. Płakałam, a moje łzy wsiąkały w papier. Nigdy nie czułam się tak wewnętrznie rozdarta podczas czytania żadnej innej książki. Fakt, iż czytam literaturę non-fiction, a opisane losy mogły dotyczyć także moich niedalekich przodków, powodował, że nie mogłam opanować swoich emocji.

Z kart tej książki bije niesamowity spokój, początkowo też dziewczęca niewinność, wiara w drugiego człowieka. Chociaż wiemy, że historia nie kończy się źle, wszak Gerda nadal żyje, to mamy poczucie, że ogrom cierpienia i nienawiści, jaki spotkał tę kobietę, nie pozwala do końca odetchnąć jej (i nam) z ulgą. Poczucie niesprawiedliwości jest tak ogromne, że człowiek zaczyna się wewnętrznie gotować. Cały czas mając w głowie myśl o tym, że przecież to nie jest literacki wymysł. Ta historia miała miejsce naprawdę. Gerda pomimo ogromnej, życiowej straty nie daje się złamać. Jak każdy człowiek, potrzebuje miłości i wierzy w to, że będzie w stanie ją odnaleźć. Jest wytrwała w swoich dążeniach, jasno stawia swoje priorytety, nawet pomimo tak trudnej sytuacji, w której się znalazła. Wie, że jej człowieczeństwo jest jedną z najważniejszych cech, w świecie, który rządzi się prawami zwierząt. Im dłużej czytałam tę historię, tym bardziej zastanawiałam się nad tym, jak rzadko doceniamy, to co mamy. Ogromnie wzruszały mnie momenty, w których Gerda cudem była wyciągana z sytuacji, które miały oznaczać jej koniec. W tym złym świecie miała też szczęście spotykać ludzi, którzy wyciągali do niej pomocną dłoń.

Książkę przeczytałam już jakiś czas temu, a dotąd, kiedy o niej myślę, to dokładnie pamiętam wszystkie emocje, jakie targały mną podczas lektury. Pamiętam moment, w którym Gerda musiała się rozstać z matką. I jedno zdanie, które mówiło, że było to ich ostatnie pożegnanie. Ten sposób narracji powodował, że ja jako czytelnik, pozostawałam bez wszelkiej nadziei. Gdyby autorka nie dopowiadała od razu tego, co wydarzyło się później, mogłabym jeszcze łudzić się, że kiedyś losy jej i jej rodziny się splotą. Dzięki temu zabiegowi czytelnik czuje się bezsilny i myślę, że właśnie z tym uczuciem odbiera historię jeszcze mocniej.

Jeśli boicie się sięgać po literaturę obozową, to wiedzcie, że nie jesteście sami. Ja też się bałam. Jednak teraz, po przeczytaniu tej książki, wiem, że wiele bym straciła, gdybym po nią nie sięgnęła. Dlatego Was również do tego zachęcam. Naprawdę warto.

 

Moja ocena: 
6

© 2017 prostymislowami.com | Strona prostymislowami.com używa ciasteczek.