Zgłaszam wniosek formalny – chcę więcej Agnieszki Lis! Chcę więcej jej książek! :) Nie od dziś mówię Wam o tym, że twórczość Agnieszki szalenie cenię, a na jej premiery czekam z zapartym tchem. Myślę, że nie będzie też niespodzianką, jak napiszę, że „Widoki” - obiekt dzisiejszej recenzji – pokochałam. Za co? O tym w dalszej części tekstu :) Zapraszam do lektury :)
Dziesięć lat temu wspólne wakacje na Wyspach Kanaryjskich zmieniły ich życie. Od tamtej pory każdy z nich pisze dla siebie zupełnie nową historię. Dorosły już Kacper usiłuje ratować rozpadające się małżeństwo, Dariusz walczy o wyczekiwany awans, a zakochana Sandra stara się znaleźć wspólny język z nastoletnią córką. Ich drogi wciąż przecinają się w mieście nieograniczonych możliwości i spełniających się marzeń.
„Widoki” to drugi tom serii „Czas na zmiany”, autorstwa Agnieszki Lis, który miał premierę w czerwcu 2020 roku. Ukazał się nakładem wydawnictwa Czwarta Strona. Jeśli polubiliście „Pocztówki”, pierwszą odsłonę tego cyklu, to jestem pewna, że „Widoki” pokochacie. Spotykamy się z bohaterami po dłuższej przerwie. Minęło już dziesięć lat. Co w tym czasie się działo? Czy ich marzenia się spełniły? Czy nadal utrzymują ze sobą kontakt?
Akcja „Widoków” przeniosła się ze słonecznego Lanzarote do Warszawy – miasta, które wielu z nas kojarzy się z szybkim tempem i wysokimi wieżowcami. Jest wśród nich jednak symbol, który wyrósł tam wiele lat temu – Pałac Nauki i Kultury, najwyższy budynek w Polsce. Dla wielu jest to po prostu symbol czasów PRL, w powieści pełni jednak bardzo ważną rolę. Agnieszka opisała jego zakamarki, sięgnęła do ciekawej historii i odkryła fakty, o których mało się mówi. Nie ukrywam, że im więcej czytałam na temat tego miejsca, tym bardziej miałam ochotę je odwiedzić. Ten szaro-bury, dość smutny budynek, nabrał dla mnie innego znaczenia. Autorka sama przyznała, że umiejscowienie akcji w stolicy jest pewnym rodzajem „rozliczenia się” z mitem nieprzyjaznego i mało poetyckiego miasta, jakim jest Warszawa. Okazuje się, że gdy człowiek nieco zwolni i pozwoli sobie na chwilową zadumę, to potrafi odkryć uroki tego tłocznego miejsca. I właśnie te dobre, bardziej magiczne miejsca, Agnieszka opisała w swojej powieści.
Tym, co zawsze urzeka mnie w powieściach Agnieszki, są jej życiowe historie. Bez lukru, zbędnego upiększania, wymyślania na siłę sielskiej atmosfery. Agnieszka jak mało kto potrafi pokazać ludzkie dramaty i rozłożyć problemy na części pierwsze. Ogromnie doceniam to, że zwraca ona uwagę na to, aby czytelnikowi dokładnie nakreślić tło wydarzeń i pokazuje mu również mechanizmy, które do danej sytuacji doprowadziły. Te psychologiczne tło, jest zawsze dokładnie dopracowane i w „Widokach” również możemy je obserwować. Historia oddana jest w narrację wielu osób, dotyka wielu trudności i dylematów. Tych codziennych takich, które mogłyby dotknąć każdego z nas. Problemy w związku, brak porozumienia w rodzinie, bezgraniczne zatracenie w pracy. Agnieszka nawet w tych, z pozoru prostych, zwyczajnych sytuacjach, potrafi nakreślić głębszy sens i popchnąć czytelnika do refleksji. Jeden z głównych bohaterów posługuje się cytatami z „Małego księcia”, które dodają całości niesamowitego klimatu, przywołując wiele skojarzeń i dając pole do własnej interpretacji.
„Widoki” czarują swoją nieprzeciętną zwyczajnością. Są jednocześnie brutalnie życiowe i magicznie fascynujące. Nie znam drugiego autora, który z taką precyzją, jak Agnieszka, potrafiłby opisać życie przeciętnego Kowalskiego, czyniąc z niego powód do wielu dygresji i życiowych podsumowań. Ciężko to opisać, nawet prostymi słowami :) Pewne jest jedno, musicie tę serię poznać! Najpierw „Pocztówki”, potem „Widoki”... Mnie pozostało już tylko wyczekiwać tomu trzeciego :) Gorąco polecam!