Od lat związana z copywritingiem. Zakochana w piłce nożnej, języku hiszpańskim i książkach. Miłośniczka powieści Stephena Kinga. Blogerka z zamiłowania, pisarka przez lata wyłącznie szufladowa i nałogowa marzycielka. [źródło: Czwarta Strona]
Nie od dziś wiadomo, że Joanna Szarańska jest absolutną mistrzynią pisania powieści, które poprawiają humor. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić jej kolejne „dziecko”, które podbiło moje serce. Jeśli szukacie powieści, która wywoła na Waszej twarzy uśmiech, to z pewnością zaciekawi Was dzisiejsza recenzja.
Emilia wplątała się w trójkąt. Niestety nie taki o jakim myślicie... W tym dziwnym układzie jest ona, jej mąż i nadopiekuńcza, starsza siostrzyczka jej męża. Emilia doczekała się z tego małżeństwa dwójki bardzo żywiołowych urwisów, a kiedy miarka się przebrała i zdecydowała się rozwieść z obecnym mężem, zabrała dzieci pod pachę i wyprowadziła się. To miał być nowy początek. Dobry czas. Niedługo później okazuje się jednak, że w wyniku fatalnego zbiegu zdarzeń Emilia traci dach nad głową i jest zdana na łaskę obcych sobie osób. Przyjmuje propozycję pracy u ekscentrycznego pisarza oraz jego... kotki. Czy Emilia jest gotowa na wydarzenia, które będą miały miejsce w tym domu? Czy jej serce gotowe jest do bicia w nowym rytmie?
„Wymruczane szczęście” to druga odsłona serii „Na tropie miłości”, która rozpoczęła się powieścią „Wyszczekana miłość”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Czwarta Strona w lutym 2021 roku. Jeśli nie mieliście okazji poznać poprzedniego tomu, to spieszę z dobą informacją, iż znajomość tej fabuły nie jest Wam niezbędna do poznania „Wymruczanego szczęścia”. Elementem łączącym te historie są drugoplanowi bohaterowie oraz... czworonogi. W pierwszej części królowała Terpentyna – charakterna psinka. Tym razem jedną z głównych bohaterek jest Cholera – bardzo ciekawska kotka. „Wymruczane szczęście” to komedia obyczajowa, która rozchmurzy nawet największego smutasa.
Nie jestem fanką powieści „zwierzęcych”, które kojarzą mi się z literaturą rodzinną, dziecięcą i przywołują na myśl bajki typu „Lassie” lub „Był sobie pies”. Wiedziałam jednak, że na twórczości Asi Szarańskiej na pewno się nie zawiodę i w jej wykonaniu mogę przeczytać dosłownie wszystko. Może jakaś książka historyczna? To byłby dopiero ciekawy eksperyment! :)
- niewymuszony humor, który bawi, a nie żenuje – na pewno znacie powieści, które próbują na siłę być super zabawne, a koniec końców podczas czytania nawet nie drgnie Wam powieka... To nie tutaj ;)
- charakterni bohaterowie – często są przerysowani, ale dodaje im to uroku i wielu z nich od samego początku wzbudza w czytelniku ogromną sympatię
- rozdziały opisywane „oczami kota” - uważam, że oddanie narracji w kocie łapki jest genialnym pomysłem. Widać, że Asia jest świetną obserwatorką i szczegółowo opisuje zachowanie mruczka. Często łapałam się na tym, że przywołuję w pamięci faktyczne wydarzenia z życia moich kotów. Genialne zagranie! Można się przy tych rozdziałach uśmiać :)
- oprawa graficzna powieści – na kartach tej książki znajdziecie urocze rysunki małych kotów. Niby nic, a dodaje klimatu i sprawia, że ma się ochotę ją wertować i oglądać, a po przeczytaniu zostawić na półce w ramach ozdoby.
Dla wszystkich tych, którzy są sceptycznie nastawieni do komedii, w których występują zwierzaki. Jeśli, tak jak ja, macie złe skojarzenia z tego typu powieściami, to „Wymruczane szczęście” jest właśnie dla Was. Jestem pewna, że będziecie się przy niej świetnie bawić i zapragniecie sięgnąć po kolejne powieści Asi. Gwarantuję, że warto!
Od lat związana z copywritingiem. Zakochana w piłce nożnej, języku hiszpańskim i książkach. Miłośniczka powieści Stephena Kinga. Blogerka z zamiłowania, pisarka przez lata wyłącznie szufladowa i nałogowa marzycielka. [źródło: Czwarta Strona]
© 2017 prostymislowami.com | Strona prostymislowami.com używa ciasteczek.